- Vanessa?
Spojrzałam w dół, nie wierząc w to co słyszę.
Ujrzałam dziewczynę, mniej więcej w moim wieku. Miała śliczne,
niebieskie oczy, gęste brązowe włosy, które były związane w warkocza.
Niewiele się zmieniła od naszego ostatniego spotkania.
- Julia? - zapytałam mimowolnie będąc nadal w szoku.
- Boże, niewyobrażalnie za tobą tęskniłam. - Uśmiechnęła się, jej oczy wesoło zaświeciły.
-
Minęło tyle czasu, nie dawałaś żadnego znaku życia... - wyszeptałam,
lekko smutna przykrym wspomnieniem rozczarowania, kiedy dzień w dzień,
wciąż przyjaciółka się nie pojawiała.
Widocznie Julia też nie
najlepiej wspominała tą sytuację, stwierdziłam widząc jej ból w oczach.
Jednak szybko to uczucie zniknęło, zastępując nim radość i szczęście.
Kiedy uciekałam od opiekunki, spotkałam ją w lesie i od tamtego czasu
częściej wymykałam się z rezydencji. Była moją jedyną przyjaciółką.
Zaśmiałam
się, przypominając sobie, że nadal nad nią klęczę. Wstałam z podłogi i
podałam dłoń dziewczynie. Otrzepałam spodnie z kurzu, rozglądając się
ciekawie po budynku. Właściwie, było tu trochę pusto. Okna były
szczelnie zabite deskami, ze ścian sypał się tynk. Jedynie kilka
zniszczonych i przewróconych ławek było przed ołtarzem. Obok niego
umieszczone były rzeźby dwóch aniołów. Jednak i one ucierpiały - jedna z
nich nie miała ręki, a druga z nich połowy twarzy, obydwie były tak
samo, bardzo uszczerbione. Wzbudzały one we mnie podziw jak i
przerażenie.
Spojrzałam ku górze i zaparło mi dech w piersi. Na
suficie było malowidło, choć gdzieniegdzie poodpadały fragmenty,
wyglądało zdumiewająco. Niebo. Było ono tak rzeczywiste. Na mojej twarzy
zawitał uśmiech. Nie widziałam jeszcze tak niezwykłego odcieniu
błękitu.
- Cudowne, prawda? - wyszeptała Julia.
Kiwnęłam tylko w odpowiedzi głową, całkowicie będąc pochłonięta podziwianiem dzieła, niesamowitego artysty.
Na
obrazie znajdowały się anioły, Matka Boska... i anioły. Żadnych innych
postaci religijnych nie zauważyłam na sklepieniu. Może ta świątynia jest
poświęcona właśnie Matce Jezusa...
Czując na sobie zaciekawiony wzrok Julii, spojrzałam na nią, posyłając jej uśmiech.
-
Jesteś przemoczona i zapewne głodna. - rzekła dziewczyna. - Choć, bo
się przeziębisz - powiedziała idąc w kierunku korytarza po prawej
stronie ołtarza. Był on kiedyś, z pewnością biały, ale aktualnie daleko
mi do osiągnięcia pierwotnego stanu. Ściany były zabrudzone,
gdzieniegdzie znajdowała się pajęczyna. Nie było żadnych ozdób. Być
może, wszystkie skradziono lub ukryto w bezpieczne miejsce.
Julia
skręciła do jakiegoś pokoju. Prawdopodobnie była to jej sypialnia. Było w
niej nieduże łóżko, mała szafka nocna, komoda, biurko z krzesłem...
Skromnie.
- Jak się tutaj w ogóle znalazłaś? - zapytała bez ogródek, grzebiąc w szafie.
- Straciłam dach nad głową. Krótko mówiąc, zaczynam teraz samodzielne, koczownicze życie. - skłamałam po części.
Nastała
cisza. Patrzyłam na swoje buty i zastanawiałam się czy zorientowała
się, że kłamię. Zrobiło mi się głupio oszukując ją, kiedy przyjęła mnie
pod swój dach. Z nożem w ręku.
- Przecież wiesz, że możesz tu mieszkać, dopóki nie znajdziesz sobie jakiegoś miejsca. - oznajmiła Julia z uśmiechem.
- Nie chce być dla ciebie problemem... - zaczęłam.
-
Ależ nie jesteś! - przerwała dziewczyna. - Ta świątynia jest
wystarczająco duża, aby pomieścić nas obie. - oznajmiła podając mi
jakieś ubrania.
-Dziękuję. - wyszeptałam i wzięłam od Julii ciuchy.
-
Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. - Posłała mi ciepły uśmiech. To
właśnie to w niej uwielbiałam - można było na niej polegać. Ale nie
jestem pewna czy nadal... Dała mi dach nad głową, a ja się zastanawiam
czy nadal mogę jej ufać. Jestem okropna, lecz coś mi mówiło, aby nie
darzyć jej zaufaniem.
- Pójdź się przebrać. Tam masz łazienkę.
Poszłam
we wskazane miejsce. Łazienka na szczęście posiadała bieżącą wodę.
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Usiłowałam manewrować pokrętłem
prysznica, aby dostosować temperaturę, ale nic nie wskórałam. Nie
leciała zimna woda. Ona była lodowata. Dlatego też moja kąpiel należała
do ekspresowych.
Owinęłam się ręcznikiem i spojrzałam na swoje
lustrzane odbicie. Ujrzałam zmęczone ciemne oczy, twarz bez wyrazu i
kaskadę czarnych, mokrych włosów, opadających na ramiona. Jeśli brać pod
uwagę wygląd, byłam przeciętna. Raczej nie wyróżniam się niczym
szczególnym. Tym lepiej dla mnie, w aktualnej sytuacji. Jeszcze
brakowało mi tylko, aby ktoś mnie rozpoznał. Nie jestem pewna czy ktoś z
tej części Dizastro zna moje pochodzenie. Mój ojciec wolał zataić
wszelkie informacje o mnie. Mieszkańcy wiedzą jedynie, że wódz ma
potomka. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia dlaczego, tak bardzo się bał o
moje bezpieczeństwo. Byłam jego oczkiem w głowie, ale bez przesady...
Jego zachowanie musi być spowodowane jakimś konkretnym powodem. Zapewne
teraz odchodzi od zmysłów.
Westchnęłam wycierając włosy. Muszę
zacząć żyć inaczej. Muszę zapomnieć o Vanessie, córce wodza. Teraz
jestem Vanessą, lecz z niższego szczebla społecznego. Z zakażonej części
Dizastro. Od tego momentu muszę radzić sobie sama.
Ale czy dam radę?
Ale czy dam radę?